• Najnowsze Newsy

    niedziela, 26 listopada 2017

    Policjant Kulson - polski Pepe!

    marsz niepodległości
    Kilkanaście dni temu przeszedł ulicami Warszawy - ósmy już z rzędu - Marsz Niepodległości. Jego nieoczekiwanym bohaterem i zarazem ponurym symbolem groteskowości polskiego dyskursu publicznego został policjant o przydomku Kulson.

    Oskarżenia o faszyzm, rasizm, bandytyzm i wszelkie inne zło nie są dla uczestników tej imprezy niczym nowym. Kiedyś jednak, ujmując rzecz prozaicznie - coś tam się działo. A to spalono tęczę na Placu Zbawiciela. A to atakowano zajmowany przez jakichś anarchistów squat (co prawda w taki sposób, jakby nie bardzo chciano im cokolwiek zrobić; sami anarchiści byli zresztą o takim niebezpieczeństwie ostrzeżeni dzień wcześniej przez policję, która potem kompletnie nic z tym nie zrobiła, jak gdyby uznając, że jej obowiązkiem jest samo tylko poinformowanie obywateli, że coś im może grozić). Jakieś brunatne ludziki spaliły budkę pod ruską ambasadą (z podsłuchanych później rozmów wynikało, że ich akcja mogła być równie spontaniczna, jak ich zielonych odpowiedników z Krymu i Donbasu). Były jakieś zadymy (niekiedy uczestniczyli w nich policjanci w cywilu), płonęły samochody TVN, etc. Słowem - Mordor prawie jak na ulicach Hamburga w dniu wizyty Trumpa i szczytu G20. 
    A w tym roku co? Podobnie jak rok i dwa lata temu - raczej nudno. Ale w tym roku jednak Marsz czemuś wywołał powszechne oburzenie rozsądniejszej części społeczeństwa, które zdążyło się już udzielić jeszcze rozsądniejszej zagranicy. Niezastąpiony Guy Verhofstadt i jego skromna polska kopia europoseł Lewandowski płomiennie deklarowali miłość do Polski i zaniepokojenie wzrostem postaw ksenofobicznych oraz spadkiem niezależności sądów w ukochanym przez nich kraju. Czyli właśnie rasizmem i faszyzmem. Padły słowa o sześćdziesięciu tysiącach nazistów maszerujących trzysta kilometrów od obozu Auschwitz. Zgroza. Rezolucja przeciwko Polsce została uchwalona. Głosowało za nią część europosłów z wiadomej polskiej partii opozycyjnej. Polskę potępił minister spraw zagranicznych Izraela, oraz szereg wpływowych zagranicznych mediów, z Ann Applebaum na czele. I tutaj sytuacja przestaje być już zabawna...
    Przewodniczący Schetyna zażądał delegalizacji Stowarzyszenia Marsz Niepodległości ( a także ONR - może myśli, że to go upodobni do marszałka Piłsudskiego?). Zapewne popierają go tabuny ludzi gardłujących na co dzień w obronie wolności słowa, myśli i sumienia. Tylko co się takiego właściwie stało? Palono samochody, rozbijano witryny, rabowano sklepy? Jakoś nie. Pobito kogoś? Też nie bardzo, choć grupka "antyfaszystek" bardzo się o to starała, wdzierając się w sam środek marszu ze swoimi transparentami. Podobnie jak przed rokiem pewien publicysta, wysmarowany pastą do butów niczym słynny "afropolak" z serialu Alternatywy 4. Można co prawda argumentować, że pojawiły się transparenty o "Białej Europie" (niesione ponoć przez grupę nazywającą się Czarny Blok!) oraz niefortunne słowa rzecznika Młodzieży Wszechpolskiej Mateusza Pławskiego o "separatyzmie rasowym". I jedno i drugie zostało natychmiast potępione przez organizatorów Marszu, od Pławskiego odcięła się jego własna organizacja, mimo że on sam ciągle podkreślał, że "wszystkie rasy są równe". Straszni mi naziści! W porównaniu z niemiecką Alternative Fur Deutschland, która nawoływała do powrotu Hitlera i twierdziła, że Pomnik Holocaustu w Berlinie to hańba, polscy nacjonaliści wyglądają raczej niewinnie, mimo że głupich haseł (np. o polskim Lwowie i Wilnie) i u nich nie brakuje. Tym bardziej, że AFD  ma swoich członków w niemieckim (niemal 13 % głosów!) i europejskim parlamencie, zaś w Polsce raptem kilku narodowców dostało się do Sejmu pod skrzydłami byłego rockmana. Wspomniany wyżej kudłaty Belg nie krzyczy z tego powodu o odradzaniu się nazizmu nad Renem, choć za AFD niewątpliwie nie przepada.
    Wielu ludzi uważa, że nacjonalizm jest dziś anachroniczny. Jednak przykład Ukrainy pokazuje, że to nacjonaliści pierwsi chwycili za broń i poszli walczyć i umierać za Donbas, kiedy było trzeba. Batalionu "Antifa" nikt tam nie zauważył (za antyfaszystów, choć w nieco innym sensie, uważają się raczej separatyści).
    Póki co pisowski rząd ma dużo szczęścia, poczynając od wyników poprzednich wyborów, poprzez niesamowity imbecylizm opozycji totalnej, na ostatnich wynikach wyborów w Niemczech kończąc. Więcej chyba szczęścia niż rozumu, bo rząd ten zdążył już wejść w konflikt z prawie wszystkimi sąsiadami, włącznie z popieraną zawsze przez PiS Ukrainą (tutaj sprawa wymaga odrębnego artykułu; trzeba jednak przyznać, że minister Waszczykowski porusza się w tej materii z gracją cierpiącego na nadwagę sumity). Nie wiadomo jednak, ile to będzie trwało. Wiele będzie zależało od tego, czy uda się ostatecznie nałożyć na Polskę sankcje oraz od wyników przyszłorocznych wyborów samorządowych. Jeśli bowiem PO utworzy koalicję z wszelkim antypisowskim elementem i wygra w większości województw (być może przyczynią się do tego zmiany w ordynacji wyborczej, planowanej przez rząd...) , zaś UE nałoży sankcje, czyli, cytując wspominanego już Verhovstadta, "polscy obywatele i społeczeństwo obywatelskie będą bezpośrednio dostawać pieniądze", to wówczas unijna kasiora zostanie przetransferowana od rządu do kontrolowanych przez opozycję samorządów i organizacji pozarządowych (rzecz jasna, nic nie trafi do żadnych "polskich obywateli"). Wówczas naprawdę przestanie być zabawnie.
    Póki co jednak można się śmiać. Na przykład z nieocenionego Verhofstadta, którego, za jego słowa o sześćdziesięciu tysiącach białych suprematystów, postanowił pozwać do sądu czarnoskóry uczestnik Marszu Niepodległości.. Albo ze wspomnianego w tytule policjanta, przez którego wybuchła afera tylko dlatego, że ma przezwisko brzmiące podobnie do najpopularniejszego polskiego słowa w formie wołacza.
    Śmiejmy się, póki jest z czego. 

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz

    PolitycznyPEPE

    KulturowyPEPE

    SpołecznyPEPE