• Najnowsze Newsy

    piątek, 29 czerwca 2018

    Jak PIS międzynarodową "łaskę" w sprawie ustawy o IPN zrobił

    PIS zmienia ustawę o IPN

    Zrealizowana przez PIS "akcja demokracja" w kontekście zmiany znowelizowanej ustawy o IPN, a w formie Sejmu niemego, była jedną z najbardziej karkołomnych prób "wstania z kolan" nie tylko w historii Polski. Wstaliśmy z kolan tak, że leżymy krzyżem na zimnej, betonowej posadzce i to bez większych perspektyw na zmianę przyjętej pozycji.


    Akt międzynarodowej "łaski" został zrealizowany w sposób, którego nadal pretendująca do bycia suwerennym krajem Polska nie widziała od czasów zapoczątkowania oficjalnego zaprzaństwa z okresu saskiego. Nikt nawet nie krygował się z ogłoszeniem, że rząd Polski prowadził tajne rozmowy z rządem obcego państwa w celu wprowadzenia przepisów prawnych obowiązujących na terytorium Polski, a zgodnych z intencjami obcego państwa. Sejm wystąpił w roli klakierów, którzy gromkimi brawami przyjęli "akt kapitulacji". Właściwie nie był to Sejm, ale Sejm Niemy, gdyż "oprócz przewodniczącego obradom marszałka ... {wpisz pasujące imię i nazwisko} oraz odczytujących nowe uchwały posłów nie wolno było się odzywać". Jednak przy przedstawieniu zaprezentowanym przez posłów PIS owi z Sejmu Niemego jawią się herosami, gdyż za zerwanie Sejmu ryzykowali powrotem do domów w "dębowych trumnach". "Salonowcy" z PIS ryzykowali jedynie chłodnym oddechem Morawieckiego, brakiem ciepłych posadek poselskich i synekur dla rodzin oraz krzywymi uśmiechami amerykańskich senatorów i żydowskiej diaspory w USA. Nie jest to cena niewarta zapłacenia nawet za znamiona suwerenności w stanowieniu prawa przez Polskę.

    Zmiana ustawy o IPN zgodnie z intencjami amerykańskich przyjaciół, przy których psy zająca zjadły, została przeprowadzona w tak ekspresowym tempie że, gdy trafiała tego samego dnia do Senatu, zadziwiające jest, iż senatorowie biegnący na głosowanie nie połamali nóg na senackich schodach. Najmniejszych problemów z podpisaniem ustawy nie miał również Prezydent na uchodźstwie w Rydze Andrzej Duda. Doskonale poruszający się w świecie nowych technologii Prezydent nie musiał ustawy czytać, konsultować, by w maksymalnie kilkadziesiąt minut, czyli niemal z prędkością światła uzyskiwaną w światłowodach, złożyć podpis. Wystarczył telefon od Morawieckiego, by Andrzej Duda złożył podpis szybciej, niż "frankowicze" z BZ WBK pod najlepszą ustawą kredytową w życiu.   

    Ów wiekopomny sukces, "najlepszego premiera po najlepszym premierze a przed najlepszym premierem" w historii nie tylko Polski, ale także ludzkości, natychmiast wsparł odpowiednim sondażem "PIS towarzysz" i nad-prezes mediów zawsze i tylko narodowych, chyba że akurat promuje transmisję "Ale Ciacho", czyli Marylę w Opolu. Okazuje się, że premier Morawiecki ma nie tylko umiejętności prowadzenia tajnych narad dotyczących polskiego ustawodawstwa z premierem obcego państwa, ale również posiada zdolności zdecydowanie przekraczające te rzekomo występujące u niejakiego Kaszpirowskiego. Telepatia Morawieckiego sprawiła, że pracownicy "PIS towarzysza" Kurskiego mogli znaleźć sondaż, który można zamówić w każdym sklepie z sondażami ... mhhh ... w każdym ośrodku badania opinii "niespołecznej" w Polsce. W takim sondażu odsetek Polaków popierających nowelę ustawy o IPN w cudowny sposób spada z 40% w lutym tego roku do jedynie 22% dzień po zmianach w ustawie, o których przeciętny Polak nie miał bladego pojęcia. Jednak niewątpliwym być musi, że owe 22%, którzy poparli wycofane z ustawy o IPN przepisy to Targowica, "pachołki Rosji" i osobniki z IQ 75, które nie zrozumiały szacha zagranego przez arcymistrza szachów 5D Morawieckiego na wszechświatowej szachownicy. Nie zauważyli tego, że Netanjahu był tak zaskoczony owym szachem na szachownicy 5D, że nawet tego nie zauważył. W żaden inny sposób nie można wytłumaczyć nieskalanego najmniejszą wątpliwością, a wręcz zwycięskiego wyrazu twarzy Netanjahu, niczym władcy odbierającego hołd lenny. Wyrazu twarzy, który nie wytrącił z równowagi geniusza szachów 5D Morawieckiego grającego do końca swoją rolę z miną Starzyńskiego na zgliszczach Warszawy. Tak grają tylko geniusze, arcymistrzowie na poziomie samego Carlsena.

    "Salonowcy" z PIS dobitnie ukazali swoje prawdziwe oblicze. Niczym "neo-coni" w drugiej kadencji rządów administracji Reagana skopali patriotów, by móc błyszczeć na salonach, budować koneksje z globalnymi korporacjami i mieć po swojej stronie najbogatszą diasporę żydowską na świecie, a także mniejszość etniczną w USA.  Co jednak najważniejsze, by móc rządzić bez niepotrzebnych problemów, bo to władza pozwala korzystać z "miodu" w postaci możliwości ustawienia w życiu dzieci i wnuków, a także spędzenia emerytury na ranczu w Arizonie, Teksasie czy w hacjendzie w Kalifornii. Biorąc pod uwagę historię "neo-conów" trzeba jednoznacznie stwierdzić, że wątpliwym jest, by było to ostatnie słowo "salonowców" z PIS. Albowiem w polityce inaczej, niż w naturze czy piosence po słońcu nie zawsze przychodzi deszcz, a po Bushu Sr. zawsze może nadejść Bush Jr., może nadejść twarz McCaina, który woli poprzeć Hilary Clinton, niż "Ameryka na pierwszym miejscu" Trumpa. Mogą nadejść dekady "globalistycznego układu" w polityce wewnętrznej i jawnego niszczenia środowisk wolnościowych, libertariańskich, patriotycznych, co miało miejsce w USA ze szczególną intensywnością od drugiej połowy lat 80-ych.

    Politycy PIS wybrali poklepanie po ramieniu przez trzeciorzędnego polityka republikańskiego na sponsorowanym wyjeździe na polowanie w Teksasie zamiast budowania pozycji dyplomatycznej Polski na świecie. Czego nie robi się dla życiowego POPIS-u. Pozwolili potraktować 23 kraj pod względem PKB na świecie niczym Mozambik czy Somalię. Takich strat nie sposób ocenić na bieżąco. Takie straty w pozycji dyplomatycznej kraju często ocenić można dopiero po dekadach. Nie pomoże zaklinanie rzeczywistości. Wynegocjowanie "pustego świstka" papieru z Netanjahu jest blamażem porównywalnym z niesłynną szarżą lekkiej brygady. Netanjahu ma bowiem taki wpływ na liberalno-socjalistyczną część diaspory żydowskiej w USA, jak Kaczyński na brukselskich socjalistów. Ową część diaspory, która składa się w przeważającej części z "polakożerców", którzy bez zmrużenia oka mogą wyprodukować za pośrednictwem jednej z największych, żydowskich fundacji w USA jawnie oszczerczy film o rzekomej polskiej kolaboracji przy realizacji Holocaustu. To nie izraelska młodzież będzie żądała miliardów dolarów nienależnego zadośćuczynienia za mienie pożydowskie dla amerykańskich organizacji żydowskich. Będzie to czyniła liberalno-socjalistyczna, dominująca część diaspory żydowskiej. Bez względu jaki "świstek papieru" Netanjahu podpisał nie mrugnie on okiem, jeśli tylko liberalno-socjalistyczne elementy diaspory żydowskiej z USA rozpoczną akcję kalumnii rzucanych na Polskę, a że prędzej czy później to zrobią nie ma najmniejszej wątpliwości. Nie po to naprędce rzucili potężne siły lobbystyczne i przeforsowali ustawę 447 realizując to po mistrzowsku w ramach procedowania przed Parlamentem Niemym USA i przy wsparciu usłużnego republikańskiego lidera Ryana. Netanjahu nie zrobi tego, bo to diaspora amerykańska może żyć bez Netanjahu, ale Netanjahu i Izrael nie może żyć bez amerykańskiej diaspory żydowskiej. Amerykańskiej diaspory żydowskiej, którą masowo scalają jedynie "mit Holocaustu" i przetrwanie Izraela.    

    Morał z tej niestety nie bajki i nie koszmaru sennego a smutnej rzeczywistości jest taki, że nie po raz pierwszy popisaliśmy się propagandową akcją "wstawania z kolan" na wewnętrzny użytek, a na miarę naszych czasów i naszych możliwości. Pomachaliśmy szabelką po wódce, przy kumplach i w wódczanym amoku wyruszyliśmy na powstanie styczniowe ze strategią "ja z synowcem na czele ... i jakoś to będzie", a teraz topimy się w bagnach uciekając z podkulonym ogonem. PIS wystrzelił kapiszona, oszukał Polaków, którzy poświęcali swój prywatny czas promując, wspierając akcje anty-defamacyjne w kontekście historii Narodu Polskiego w II WŚ. Nie można bowiem wykonać ruchu szachowego nie mając żadnego planu taktycznego, bo nawet z przeciętnym przeciwnikiem poniesie się sromotną porażkę. Obiecano nam pistolet. Nikt jednak nie dostarczył pistoletu, jak żądał Sonny Corleone i zamiast odstrzelić Sollozzę, niczym Michael Corleone, zostaliśmy z fiutem w ręku w pustym kiblu.

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz

    PolitycznyPEPE

    KulturowyPEPE

    SpołecznyPEPE