• Najnowsze Newsy

    czwartek, 19 lipca 2018

    W Unii Europejskiej są równi i równiejsi, a Polska robi za frajerów

    EBC luzowanie ilościowe, jako pomoc publiczna

    Tylko wśród "pozytywnych idiotów" oraz sowicie wynagradzanych dziennikarzy i aktywistów funkcjonuje w Polsce jeszcze mit "równościowej" Unii Europejskiej. Problem polega na tym, że grupa "pozytywnych idiotów", która jest całkowicie oporna na fakty jest nie tylko zaskakująco, ale również niebezpiecznie liczna. 
    O ile można zrozumieć tych, którzy za opowiadanie bajek o "równościowej" UE dostają pieniądze, o tyle ludzi, którzy z własnej i nieprzymuszonej woli wierzą w te brednie, zrozumieć trudno. Mit "równościowej" UE jest również ochoczo podtrzymywany przez polityków, którzy marzą o apanażach w zachodnich instytucjach, korporacjach zatrudniających byłych polityków dla celów lobbystycznych, na miarę greckich polityków. Tych greckich polityków, którzy przez wiele lat topili grecką gospodarkę przy oklaskach europejskich biurokratów i międzynarodowych instytucji w rękach zachodniej elity. Oczywiście wersja upadku greckiej gospodarki przygotowana i rozpowszechniana na potrzeby oligarchicznej elity polityczno-biznesowej UE obarcza winą za upadek greckiej gospodarki zwykłych Greków. Wszystko zgodnie z zasadą: "Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść". Europejscy oligarchowie oraz ich greccy pomagierzy do żadnej winy się nie przyznają. Eurostat wcale nie odpisał greckim ekonomistom, którzy już w 2005 roku wysłali list z dowodami fałszowania ekonomicznych statystyk Grecji przez greckie władze, że są tępi, nie rozumieją ekonomii i statystyki, a wszystkie dane spływające z Grecji są w należytym porządku. Tysiące urzędników w Brukseli, Eurostacie, specjalistów w bankach centralnych nie miało zielonego pojęcia, co rzeczywiście dzieje się w greckiej gospodarce. Francja i Niemcy wcale nie złamały własnych ustaleń w postaci reguł z Maastricht przy budowaniu strefy euro wpuszczając do niej nie tylko Grecję, ale również Włochy. Nie wpuściły do strefy euro Włochów tylko, żeby zlikwidować konkurencję walutową ze strony włoskiego biznesu wobec biznesu niemieckiego, zwłaszcza na rynku motoryzacyjnym. Nie wpuściły Grecji do strefy euro tylko w celu nagrodzenia greckiej elity polityczno-biznesowej za pokorne wykonywanie rozkazów. Wcale tego nie zrobili. Winne są tylko greckie nieroby. Zresztą większość mainstreamowych, a co za tym idzie progresywnych mediów europejskich, jak też europejskich polityków nie miała najmniejszego problemu nazywać zwykłych Greków nierobami, by w tym samym czasie nazywać niewyedukowanych, nieznających europejskich języków imigrantów, którzy nielegalnie, masowo dostają się do Europy, nadzieją europejskiej gospodarki. Standardowa hipokryzja. Wyedukowani, znający języki europejskie młodzi Grecy, którzy cierpią z powodu zapewnionego im horrendalnego bezrobocia, są nierobami, ale niewykształceni i nie znający języków europejskich nielegalni imigranci, którzy w większości żyją z pomocy społecznej, są robotni, jak pszczółki w ulu. Cóż, najważniejsze że jak dostaną obywatelstwo to będą głosowali na tych, co im dają "socjal" i wychwalają, jacy to oni są pracowici.

    Dialektyka potrafi udowodnić wszystko, ale fakty są takie, że w UE są równi i równiejsi, a liczą się niemal wyłącznie interesy Niemców i Francuzów, którzy nie bez kozery stworzyli strefę euro. Nie stworzyli jej, by na tym tracić, ale by być jej głównymi beneficjentami. Urzędnicy i technokraci w Brukseli tworzą przepisy prawne, które mają na celu zapewnić korzyści niemieckim lub francuskim lobbystom, jak największe profity. Interesy polskich przedsiębiorstw nie mają najmniejszego znaczenia. Zresztą dokładnie tak samo jak interesy przedsiębiorstw wszystkich innych małych i nieistotnych krajów. Przykłady podwójnych standardów można mnożyć. Warto się jednak skupić na jednym przykładzie, który dobitnie ukazuje, że równiejsi mogą zrobić dosłownie wszystko bez żadnych konsekwencji. Od 2015 roku Europejski Bank Centralny realizuje działania w ramach tzw. polityki luzowania ilościowego. Jest to koncepcja FED, która została wymyślona w celu ratowania - w oficjalnym przekazie - amerykańskiej gospodarki, a w rzeczywistości w celu ratowania amerykańskich banków. EBC z radością przyjął możliwość stosowania takiej polityki i w samym 2017 roku wprowadził do systemu 780 miliardów euro, za które skupowane są obligacje skarbowe krajów, które należą do strefy euro. Problem polega na tym, że niemiecki Trybunał Konstytucyjny w wyroku z sierpnia zeszłego roku stwierdził, że taka polityka EBC narusza zakaz monetarnego finansowania budżetu. W wyroku Trybunału z siedzibą w Karlsruhe można między innymi przeczytać: "decyzje, na których opiera się program skupu obligacji, naruszają zakaz monetarnego finansowania budżetu i wykraczają poza mandat EBC do prowadzenia polityki walutowej, a tym samym ingerują w kompetencje krajów członkowskich”. Niemiecki Trybunał skierował sprawę do Trybunału Sprawiedliwości UE w tzw. trybie przyśpieszonym. Zresztą trudno powiedzieć dlaczego ów tryb nazywa się przyśpieszonym, gdyż Trybunał Sprawiedliwości UE właśnie ogłosił, że niewiążąca decyzja w tej sprawie zostanie ogłoszona 5 października 2018, a ostateczne orzeczenie zostanie przedstawione dopiero kilka miesięcy później. Jeśli to jest przyśpieszony tryb postępowania przed Trybunałem Sprawiedliwości UE to strach się zastanawiać, jak długo trwają sprawy w trybie nieprzyśpieszonym. Wiele wskazuje na to, że Trybunał Sprawiedliwości UE czerpie "najlepsze" wzorce działania wprost z polskiego sądownictwa włącznie z polskim TK i SN. Istnieje też druga możliwość, że TS UE nie chce robić problemów EBC, który pomimo decyzji niemieckiego TK stwierdzającej, że luzowanie ilościowe jest nielegalną pomocą publiczną, w najlepsze realizuje swoją politykę luzowania ilościowego. W 2018 roku planowane jest wprowadzenie do systemu monetarnego nawet ponad 300 miliardów euro. Jeśli chodzi o beneficjentów takiej polityki to nie może dziwić, że należą do nich Niemcy, Francja, Włochy. W przypadku samych Niemiec w ramach polityki luzowania ilościowego wykupiony został dług warty około 500 miliardów euro. Z działaniami EBC żadnego problemu nie ma również stojąca na straży "praworządności" Komisja Europejska na czele z Fransem "Zieloną Strzałą praworządności" Timmermansem. Jednocześnie decyzja TS UE bez względu jaka ona będzie zapewne nie będzie miała żadnego znaczenia. Z nowym szefem FED-u, który został nominowany przez Trumpa, amerykańska instytucja wycofała się z realizowania luzowania ilościowego. Brak realizowania takich działań przez Amerykanów sprawia, że EBC zapewne również w niedługim czasie zakończy realizację luzowania ilościowego. W tym roku EBC zmniejszył miesięczną ilość wprowadzanych do systemu pieniędzy z 80-60 miliardów miesięcznie do jedynie 30 miliardów. Spodziewać się można, że gdy w 2019 roku wreszcie pojawi się wyrok TS UE to luzowanie ilościowe będzie już przez EBC zakończone. Jednak wcale nie będzie można być zaskoczonym, gdy okaże się, że TS UE stwierdzi, że niemiecki TK nie miał racji. Taka decyzja została podjęta wobec innej metody skupowania długów krajów euro OMT Program, która polegała na skupowaniu obligacji przez banki centralne krajów euro z rynków wtórnych, a za pieniądze dostarczane przez EBC.

    Unia Europejska a zwłaszcza strefa euro to kluby szachowe, w których gdy jakikolwiek szachista, który nie był założycielem klubu zaczyna wygrywać nagle okazuje się, że większość jego ruchów była nielegalna, bo rzekomo wszyscy mieli grać w warcaby, a klub rzekomo od samego początku był klubem warcabistów. Jeśli jednak naiwniak uzna, że faktycznie to jemu się coś pomyliło i poświęci masę czasu, by nauczyć się po mistrzowsku grać w warcaby to okazuje się, że od samego początku w rzeczywistości należał do klubu Go i wszystkie jego posunięcia muszą być podporządkowane zasadom gry w Go. Strefa euro, a przede wszystkim waluta euro, mają za zadanie zapewniać możliwość uzyskania, niemożliwej do uzyskania przy posiadaniu własnej waluty, przewagi konkurencyjnej Niemcom i przynosić profity w polityce monetarnej dla patologicznej gospodarki francuskiej. Jak wskazują dane zarówno Eurostatu, jak też niemieckiego urzędu statystycznego Destatisu nadwyżka handlowa strefy euro wynosząca 18,9 miliarda euro w pełni trafiła do niemieckiej gospodarki. Euro zapewnia Niemcom możliwość uzyskania wyjątkowej pozycji konkurencyjnej na świecie, jak też ograniczenie zagrożenia ze strony walut, które mogłyby posiadać gospodarki krajów euro. Za takie profity Niemcy, jak ogłosiła niedawno Merkel, będą gotowe jeszcze bardziej wesprzeć patologiczną gospodarkę francuską w odpowiedzi na żale wylewane przez Macrona. Zresztą nie może to dziwić, bo Francuzi dostają nieustannie prezenty w kontekście zapewniania możliwości trwania ich patologicznej gospodarki bez poważniejszych zmian, włącznie z przymykaniem oczu przez unijnych biurokratów na udzielanie niezgodnej z prawem pomocy publicznej francuskim spółkom, a czego dobitnym przykładem było ratowanie francuskich stoczni. Albowiem są równi i równiejsi, gdzie równiejsi mogą ratować swoje stocznie poprzez dotowanie ich publicznymi pieniędzmi, a jedynie równi frajerzy nie mogą, co zostało wyraźnie zakomunikowane Polsce, która również próbowała z wykorzystaniem pomocy publicznej ratować polskie stocznie. W tym kontekście wejście do strefy euro zarządzanej przez franko-germańskich namiestników w EBC pozbawiłoby Polskę własnej waluty, co byłoby katastrofalne w sytuacji pojawienia się silnego kryzysu finansowego, gdzie nie dość, że Polska nie byłaby w stanie ratować gospodarki z wykorzystaniem własnej waluty - jak to uczyniły w kryzysie 2008 między innymi Czesi czy Brytyjczycy - ale musiałaby również wspierać ratowanie najbardziej zadłużonych gospodarek krajów strefy euro. Dodatkowo Polska straciłaby narzędzie, które poprzez dewaluację waluty pozwala ratować konkurencyjność gospodarki, jeśli ta znajdzie się w sytuacji, w której znalazła się choćby Szwajcaria. Popieraniem wejścia do strefy euro zajmują się jedynie opłaceni aktywiści, pracownicy korporacji, które skorzystałyby na obsłudze działalności w euro, politycy, którzy marzą o unijnej, a nawet międzynarodowej karierze. Nikt kto się nie zamienił z rozgwiazdą na mózgi, a znający zarówno patologie funkcjonowania strefy euro, jak też UE, nie jest w stanie głosić, że wprowadzenie euro w Polsce i wejście do strefy euro byłoby w stanie przynieść Polsce jakiekolwiek, długoterminowe korzyści.

    Wszyscy ci, którzy twierdzą, że UE przynosi Polsce korzyści, bo istnieje jakiś budżet UE, z którego Polska dostaje kilkadziesiąt miliardów euro są albo opłaconymi klakierami, albo kompletnymi idiotami. Równie dobrze można by twierdzić, że mąż multimilioner, który oprócz zapewnienia wiktu i opierunku za realizowanie wszystkich obowiązków rodzicielskich i domowych, daje swojej żonie karnet do klubu fitness za sto złotych, to nadzwyczaj hojny człowiek o złotym sercu, a żona powinna być mu dozgonnie wdzięczna, bo przecież nawet tego mógłby jej nie dawać. Problem polega jednak na tym, że gdyby nie patologiczny mąż to owa żona mając trzy dyplomy zarobiłaby na co najmniej kilkadziesiąt karnetów do klubu fitness i nie mając żadnych obowiązków wobec męża. W UE doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że żona prędzej, czy później zorientuje się, że coś jest nie tak już w czasie planowania przygotowywań tzw. konstytucji europejskiej. Jedyną opcją, by żona się nie zorientowała, że w rzeczywistości jest robiona w konia, to regularne realizowanie "prania mózgu". Dokładnie taką samą koncepcję wykorzystuje UE w ramach funkcjonującego równoważnie do projektu polityczno-ekonomicznego projektu ideologicznego. Problem polega na tym, że z iluzji stworzonej przez "pranie mózgu" też zaczynają się, co poniektórzy budzić. Zatem mężowi nie pozostaje nic innego, by mu żona nie uciekła, jak rozpocząć akcję tłuczenia żony po głowie za każdym razem, gdy nie przestrzega wyznaczonych zasad, włącznie z tymi zasadami, które są zmianą zasad z przedwczoraj i obowiązują od wczoraj. Jeśli komukolwiek wydaje się, że sytuacja krajów z poza franko-germańskiego rdzenia zmieni się w UE kiedykolwiek to jest naiwny. Owszem mąż przyniesie żonie prezent, jak za bardzo pobije, albo gdy sumiennie przestrzegała zasad, ale każde następne odstępstwo będzie karane z użyciem nowych metod siłowych. Dialektyka, stworzona na potrzeby ideologii mającej zapewnić zarówno utrzymanie korzyści dla franko-germańskich krajów, jak też wykorzystywana przez europejskich biurokratów i technokratów dla zachowania swoich profitów, jest w stanie udowodnić wszystko. Problemem może stać się wszystko, jeśli tylko niepokorny kraj ma być ukarany. Jeśli problemem nie jest katar to będzie koklusz, jeśli nie będą prawa człowieka to będą prawa piesków i kotków. Albowiem gra polega na tym, że nie ma w niej żadnych zasad. W takiej sytuacji kraje dbające o swoje interesy muszą odpowiedzieć na taką sytuację poprzez stanowcze powiedzenie nie. Tak jak Chińczycy, którzy powiedzieli Trudeau, że wprawdzie umowy o wolnym handlu to oni mogą negocjować, ale toczenie jakichkolwiek rozmów, o połączeniu takich umów z wprowadzaniem progresywnych zasad w krajach sygnatariuszach umowy, nie wchodzi w rachubę. Nie wchodzi w rachubę, bo jest sprzeczne z chińskimi interesami. Oczywiście nie ma niczego złego w tworzeniu wspólnych rynków wymiany usług, towarów, które oparte są na jednolitych zasadach. Jednak takie umowy muszą opierać się na negocjacjach pomiędzy równorzędnymi partnerami, a także na zasadach, które są niezmienne do czasu, gdy wszyscy uczestniczy porozumienia nie ustalą zmiany obowiązujących zasad. Natomiast w UE nie ma równorzędnych partnerów, co na dodatek jest założeniem a priori największych beneficjentów UE z północno-zachodniej Europy. Komisja UE jest zarządzana przez przedstawicieli franko-germańskich interesów. Nie mający większych prerogatyw Parlament Europejski jest i tak zdominowany przez przedstawicieli tych krajów oraz krajów zdominowanych ekonomicznie przez franko-germańskie interesy, jak Hiszpania czy Grecja. W ten sposób KE i PE mogą wprowadzać niemal dowolnie zmiany w zasadach funkcjonowania wspólnego rynku zgodnie z interesami franko-germańskimi, ale udając że w rzeczywistości zmiany nie pochodzą od Niemców czy Francuzów. Jednocześnie, gdy działający zgodnie z interesami franko-germańskimi łamią zasady to KE czy PE mogą na to przymykać oko. W ten sposób nielegalne dotacje publicznych środków do spółek państwowych czy prywatnych stają się nagle legalne. Setki miliardów środków z banków centralnych przeznaczane na skupowanie obligacji własnych krajów niezgodnie nie tylko z konstytucjami poszczególnych krajów, ale także przepisami prawnymi banków centralnych zgodnie z rekomendacjami samego MFW czy BŚ, nagle okazują się środkami finansowymi jak najbardziej prawidłowo rozdysponowanymi i zgodnie z zasadami "praworządności" UE. Albowiem jak śpiewał Kazik w "Komandorze Tarkinie": "na wysokich stanowiskach zasady są nie te, możesz rozpierdolić nawet całą planetę i nikt ci złego słowa nie powie nawet przed obliczem Senatu". 

    Trwanie Polski w UE jest zagrożeniem interesów gospodarczych, długoterminowych interesów społeczeństwa, a nawet interesów narodowych, aż do poziomu zagrożenia niepodległości. Polska powinna żądać natychmiastowego podjęcia rozmów o likwidacji instytucji unijnych i zastąpienia UE umową o wolnym handlu, która opiera się na jednoznacznych i niepodważalnych, bez nowych negocjacji, zasadach. Jeśli takimi rozmowami nie będzie zainteresowania wówczas nie pozostaje nic innego, jak opuszczenie UE. Niestety, ale "salonowcy" z POPIS nie są w stanie podjąć takich decyzji, gdyż resztki z pańskiego stołu Zachodu dają zbyt wiele możliwości. Dają szanse robienia karier, budowania majątków, a przede wszystkim zachowania władzy w Polsce, gdyż można za dodatkowe drobniaki z UE organizować igrzyska i zapewnić chleb. Wprawdzie chleb czerstwy, a igrzyska na wiejskim stadionie, ale gdy zwiększa to szanse na zachowanie władzy to lepszy rydz, niż nic. Jednak w długim okresie czasu jest to zabójcza strategia. Albowiem nie da się konkurować z krajami, które nie przestrzegają zasad, które samemu trzeba przestrzegać. Tym bardziej taka konkurencja nie jest możliwa, gdy mowa jest o co najmniej setkach miliardów euro wprowadzanych niezgodnie z zasadami w gospodarki franko-germańskich krajów. Biorąc pod uwagę, że Polska zawaliła pozyskanie Chińczyków, jako kluczowych inwestorów w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej, a także biorąc pod uwagę, że USA nie są w stanie zapewnić Polsce miliardów dolarów w ramach długoterminowych inwestycji, gdyż Polski rynek jest dla nich za mało interesujący, to trzeba zdawać sobie sprawę, że Polska nie jest w stanie gospodarczo rywalizować z krajami franko-germańskimi, tym bardziej gdy owe kraje stosują nieuczciwe zasady konkurencji. Polska nie może w ten sposób liczyć na zmianę pozycji, w której się znajduje, czyli na pięcie się w górę na liście najbogatszych krajów zarówno pod kątem bogactwa mieszkańców, jak też globalnego PKB. Jednocześnie Polska musi się liczyć ze stałymi różnicami w nie tylko dochodach mieszkańców w stosunku do krajów franko-germańskich, ale również w perspektywach zapewnianych biznesowi i to w wymiarze wielu dekad do przodu. Gdy weźmie się pod uwagę miejsce Polski na mapie Europy to jest to perspektywa katastrofalna. Nie bez kozery Brytyjczycy zdecydowali się na Brexit. Było to zwycięstwo tych elit brytyjskich, których interesy związane są z Brytanią, a nie globalnymi rynkami, a twarze kampanii za wyjściem z UE w postaci Farage'a czy Johnsona jedynie to potwierdzają. Jednak sama wygrana w referendum wynikała jedynie z pojawienia się nadzwyczaj sprzyjających okoliczności. Dodatkowo sprawa Brexitu wcale nie została zamknięta, gdyż siły globalistyczne w brytyjskiej polityce nadal walczą z elitami z interesami stricte brytyjskimi. Sytuacja związana z funkcjonowaniem w UE Brytanii oraz Brexitem ukazuje, jak trudno jest wyrwać się z uścisku franko-germańskich interesów, gdy owe interesy są zbieżne również z interesami globalistycznych elit polityczno-biznesowych. Niewyobrażalnie potężne narzędzia w rękach owych elit począwszy od tysięcy opłaconych aktywistów, poprzez media a kończąc na zainteresowanym globalistycznymi perspektywami biznesie, pozwalają im stale stosować okno Overtona, które gwarantuje kreowanie potrzebnych im zmian w postrzeganiu przez społeczeństwa określonych kwestii, tak by te kwestie były postrzegane zgodnie z ich potrzebami. W ten między innymi sposób przy wykorzystaniu ideologii progresywnej stale realizowany jest proces multikulturyzacji, który pozwala kreować coraz bardziej rozbite społeczeństwa, składające się z setek grup o sprzecznych interesach, na czele z grupami etnicznymi ściąganymi w ramach masowej imigracji, które wykazują identarystyczne interesy wewnątrzgrupowe, które w wielu przypadkach są sprzeczne z interesem narodowym, a na politykach wymagają pogodzenia w ich działaniach tysięcy sprzecznych interesów grupowych.    

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz

    PolitycznyPEPE

    KulturowyPEPE

    SpołecznyPEPE